Rok produkcji: 2023 Reżyser: Lindsey Beer Oceny: 4.7 imdb 4.0 filmweb Czas trwania: 1h 27min
Aktorzy: Jackson White, Natalie Alyn Lind, Forrest Goodluck
Kraje: USA
Opis: Rok 1969 młody Jud Crandall i jego przyjaciele z dzieciństwa łączą siły, aby stawić czoła starożytnemu złu, które ogarnęło ich rodzinne miasto Ludlow.
Moja ocena: 3.5/10
Recenzja:
W porównaniu do Smętarz dla zwierzaków / Pet Sematary z 2019 roku ta produkcja chyba pod każdym względem wypadła gorzej. Skok na kasę? Sądzę, że zdecydowanie tak. Gra tutaj David Duchovny, aktor znany głównie z roli agenta Muldera z Archiwum X. Pomimo, że film skupia uwagę na Judsonie Crandallu i jego rodzinie to myślę, że najciekawszą i najbardziej złożoną postacią zarazem był Bill Baterman grany właśnie przez Duchovnego. Nie zagrał on jakoś szczególnie a mimo to chyba najlepiej z pozostałych aktorów. Postacie są nijakie nawet Jackson White mając do dyspozycji sporo czasu filmowego nie jest w stanie nadać głębi dla granej przez siebie głównej postaci – gra aktorska dość słaba. Jest to film mający wyjaśniać początki powstania Smętarza Zwierząt więc oczekiwać należy zbudowania jakiejś atmosfery i klimatu, którego tu zdecydowanie zabrakło. Zamiast tego dostajemy dość prostą, nudną historyjkę. Szczególnie źle wypadło przedstawienie legendy o „Smętarzu”. Ot kwaśna ziemia wskrzeszająca zmarłych i nic więcej. Pijany ksiądz znajduje gdzieś pod organami w kościele jakąś książeczkę z obrazkami i mamy jakąś scenkę umiejscowioną jeśli się nie mylę w 17 wieku. Dlaczego wszystko na tej ziemi ożywa? – nie wyjaśniono. Dlaczego zakopywali tam zwierzęta i po co? – nie wyjaśniono. Pomimo, że w tytule jest „Bloodlines” to strasznie rozczarowujące jest to, że nie dowiadujemy się praktycznie nic. Nic więcej niż w filmie z 2019 roku. Tytułowy dopisek „Bloodlines” można podsumać jednym zdaniem – w żyłach mieszkańców miasteczka płynie krew rdzennych przodków, założycieli miasta Ludlow. To trochę jak splunięcie dla widza w twarz. Nie czytałem książki ale nawet jeśli książka jest tak źle napisana, że tych kwestii nie wyjaśnia to z ludzkiej przyzwoitości należałoby dorobić do tego jakąś w miarę logiczną legendę żeby nadawało się to do ekranizacji. Głównego antagonistę filmu można porównać do pierwszego lepszego zabijaki z jakiegoś slashera. Cały trud nakreślania tego, że jest on ofiarą wojny i postacią tragiczną przestaje mieć znaczenie w momencie kiedy zaczyna zabijać – bo nawet nie jesteśmy w stanie go bliżej poznać. Chociaż wszystko zostało szablonowo poskładane to nie współgra ze sobą przez co film po prostu nudzi. Momentami jest również dość przewidywalny. Pochwalić można scenerię, która rzeczywiście dobrze wpisuje się w bycie małym amerykańskim miasteczkiem z lat siedemdziesiątych. Nie wiem jak opisać końcówkę filmu ale już w połowie tak się zawiodłem, że liczyłem chociaż, że pod koniec zobaczę coś na wzór inwazji zombie a wyszło jeszcze coś gorszego. Chyba Lindsey Beer ma reżyserski antytalent, żeby aż tak zepsuć. Radzę unikać filmów spod jej stajni – śmierdzą kiczem.
Trailer: